Hala Sapalska z domu Glińska zmarła w 2015 roku. Dorota Majewska i Aleksandra Prykowska-Malec towarzyszyły jej do końca. Zgromadziły bardzo bogaty i różnorodny materiał na temat jej życia i czasów drugiej wojny. Niektóre z nich były kluczowe dla pamięci zbiorowej o tamtych wydarzeniach. Książkę wzbogacają niepublikowane dotąd fotografie oraz dokumenty z prywatnego zbioru.
Wspomnienia Hali Glińskiej to nie tylko opowieść o jej relacji z Tadeuszem „Zośką” Zawadzkim, ale w dużej mierze próba scharakteryzowania tamtej epoki: jej zasad, zwyczajów i obyczajów, wizji społeczeństwa oraz trudności jakie stawiała przed ludźmi wojenna rzeczywistość.
Książka jest też próbą nakreślenia portretu samej Glińskiej, która jawi się jako osoba o dużym poczuciu humoru, przywiązana do tradycji rodzinnej, lubiąca rozmawiać, a zarazem podchodzące z dystansem zarówno do siebie jak i do świata.
Byłam na drugim roku medycyny, kiedy wybuchło Powstanie. Irena Rogucka z mojego batalionu „Golski” pojawiła się u mnie na Bagateli w piątek dwudziestego ósmego lipca. Wyszło rozporządzenie, żeby się stawić z rzeczami w wyznaczonych punktach. Jednakże pierwszy alarm odwołano. Irena drugi raz przyszła do mnie we wtorek pierwszego sierpnia kolo południa, w dniu wybuchu, zawiadamiając o godzinie „W”.
Hala Glińska opowiada także o swoim beztroskim dzieciństwie w zamożnej rodzinie właściciela fabryki w przedwojennej Warszawie, pięknym okresie nauki w gimnazjum i zawartych wtedy przyjaźniach, wspólnych zabawach, wyjazdach i harcerstwie. Do grona przyjaciół Hali należeli m. in.: Danka Zdanowiczówna, Janek Bytnar „Rudy” i jego siostra Duśka, Alek Dawidowski i Basia Sapińska – postacie znane z „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Nagle, ci młodzi ludzie stanęli wobec grozy wojny. Nie zastanawiając się podjęli walkę. Poświęcili swoją młodość i życie dla wolności ojczyzny. Kobieta wraca też pamięcią do lat powojennych, wspomina męża, opowiada o rodzinie – dwóch córkach i sześciorgu wnucząt.
Jest też uczucie, które we wspomnieniach Glińskiej zapisało się na zawsze. On, Tadeusz Zawadzki. Harcmistrz, podporucznik Armii Krajowej i Komendant Grup Szturmowych. Odważny, przystojny, prawdziwy przywódca. Ona, Hala Glińska. Harcerka i sanitariuszka batalionu „Golski”. Energiczna, pełna wdzięku, gotowa do poświęceń. Wielka i jedyna miłość Tadeusza, który zginął tragicznie 20 sierpnia 1943 roku. Miał 22 lata. Zakochanej dziewczynie cały świat rozpadł się na kawałki. Życie jednak toczyło się dalej, nie mogła bez końca opłakiwać ukochanego. Postanowiła wspomnienie o nim ocalić od zapomnienia.
Jeden z najpiękniejszych dni mojego życia! Dwudziestego drugiego maja w czterdziestym drugim poszliśmy z Tadeuszem do ogrodu botanicznego, żeby uczcić moje imieniny. Wtedy imię Halina nie istniało w kalendarzu. Haliny obchodziły swoje święto razem z Helenami. Tadeusz miał na sobie białą koszulę, w której go lubiłam najbardziej. Był taki wytworny jak nigdy wcześniej. Długo spacerowaliśmy alejkami. Podziwialiśmy kwiatową feerię barw. Śmialiśmy się do siebie jak dzieci. Zachłannie łapaliśmy chwile szczęścia. Nie wiedzieliśmy, czy będą nam jeszcze dane. Usiedliśmy na ławce pod okazałym krzakiem pachnącego bzu. Nie mogłam powstrzymać emocji. Poderwałam się i poprosiłam go o najpiękniejszy uśmiech dla mnie. Musiałam go fotografować. Zrobiłam wiele zdjęć. Szkoda, że ocalały tylko dwa. To były ostatnie chwile beztroski.
Ta książka jest dla mnie tym bardziej ważna, ponieważ Tadeusz „Zośka” Zawadzki poległ w ataku na strażnicę Grenzschutzpolizei w Sieczychach koło Wyszkowa w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943, uczestnicząc w akcji „Taśma” jako obserwator. Sieczychy to miejscowość położona blisko miejsc, w których się wychowałam, a w wymienionej akcji brali udział członkowie mojej rodziny, którzy równie w niej polegli.
Idą dalej. Wschodzi księżyc. Z minuty na minutę robi się jaśniej. Zapowiada się cudowna noc. W księżycowej poświacie Zośka dostrzega wyraźnie zarysy twarzy swych najbliższych towarzyszy…. W świetle księżyca rysują się wyraźnie kontury pierwszych chat. Tu gdzieś musi być jar…. Jar – to podstawa wyjściowa do natarcia. Na skraju wsi, o – tam, w tym drewnianym baraku mieści się posterunek żandarmerii…. wszystko w porządku. Śpią, jest ich dziesięciu, czy dwunastu. Wszyscy w baraku. Wartownik kręci się, włazi i wyłazi z domu. Uzbrojony w karabin… Dochodzi północ. Już pora…. Cudowna noc… Drzewa, pola, łąki, niedaleko chałupy – wszystko w blasku.” fragment opisu akcji w Sieczychach.
Uderzenie zaplanowano w jednym czasie, jednak, jak wspomina Radosław Rytel, nie wszystko poszło zgodnie z planem. „Koledzy z I ataku, widząc obiekt drewniany, chcieli pierwsi i sami go zdobyć. Wyszli beztrosko na białą wstęgę drogi i spowodowali wystrzał – ale strażnika. Wystrzał ten został potraktowany przez uczestników akcji jako sygnał do rozpoczęcia natarcia. Nasze ataki były wtedy daleko jeszcze od stanowisk wyjściowych i zanim do nich dobiegliśmy i ruszyliśmy do natarcia, daliśmy Niemcom czas na chwycenie za broń i dotarcie do okien. Niemcy otworzyli okna i posypał się na nas grad kul. Na pierwszego, który by się pokazał w furtce wejściowej, czekał Niemiec z wycelowanym i naładowanym karabinem. Niestety, tym pierwszym był Zośka , który został trafiony w pierś i natychmiast skonał. – fragment opisu akcji w Sieczychach.
Tablica w Sieczychach upamiętniająca śmierć „Zośki”
Książkę bardzo serdecznie polecam!
Zapraszam również do obejrzenia filmu:
65 rocznica Akcji Sieczychy – rekonstrukcja ataku AK i Szarych Szeregów
na niemiecki posterunek w Sieczychach
w wykonaniu
Grupy Historycznej Zgrupowanie Radosław z Warszawy.
Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu: